Rewizja osobista
16.09.2018
"Teraz nie pora myśleć o tym, czego Ci brak. Lepiej pomyśl, co możesz zrobić z tym co masz” - Ernest Hemingway
Tym cytatem mogłabym zakończyć mój wpis. Jest trafnym podsumowaniem tego, czym chciałam się z Tobą podzielić. Pójdę pod prąd jednak i nie zmienię kolejności. Lubię być w opozycji
Zdajesz sobie zapewne sprawę, że nieustanne myślenie o brakach jest HAMULCOWYM DZIAŁAŃ. Jakże skutecznym!
Pomówmy jednak o tym, w czym braków nie znajdziemy
* Zastanawiałaś/łeś się ile ukończyłeś szkół, kursów, szkoleń stacjonarnych, internetowych, w pracy i prywatnie, warsztatów, seminariów, konferencji i różnych innych wydarzeń/spotkań, które miały na celu Cię doedukować?
* Czy policzyłaś/eś ile posiadasz dzięki temu dyplomów, certyfikatów, zaświadczeń, świadectw etc.?
* Czy masz policzone lata poświęcone do tej pory na naukę?
Ja kiedy zaczęłam liczyć swoje lata, wyszło mi na to, że odkąd zaczęłam chodzić do szkoły w wieku 6,5 roku, wciąż się uczę. Ci którzy znają mój wiek lub potrafią go określić na tzw. oko , mogą łatwo policzyć ile to jest czasu. Sztuk dokumentacji potwierdzającej owe zdarzenia, nie zliczyłam - nie miałam tyle cierpliwości
Tak naprawdę bardzo sobie cenię to, że mogłam w licznych formach edukacji wziąć udział (i wciąż je kontynuuję) oraz jestem dumna z tego, że wiele tematów i obszarów dzięki temu poznałam
Piszę o tym dlatego, że przypuszczalnie Ty również masz na swoim koncie szeroką i długą edukację. Mamy więc punkt wspólny , a dobry start, to jeszcze lepsza meta
Co z tego? - myślisz. Słusznie myślisz!
Zastanawia mnie, czy wiesz po co Ci ta cała nauka. Czy odważyłaś/eś się przyznać przed sobą do prawdziwej przyczyny tego zjawiska?
Pomijając tu oczywistą oczywistość, że dzięki nauce zdobywasz nowe „szczyty” wiedzowe i masz potem bliżej do szeregu zagadnień wykorzystywanych w pracy, czy życiu prywatnym. OK.
A co poza tym lub mimo tego?
Może w tej nauce chodzi o coś innego? Może w rzeczywistości, to nie jest głód wiedzy jakiegoś zjawiska, a zaspokojenie/uśpienie wewnętrznego krytyka, który jest zwykle najsurowszym z możliwych? Czy Ty też masz tak, że udowadniasz sobie z każdym uzyskanym świadectwem, swoją wartość? Samemu sobie pokazujesz, że nie ma dla Ciebie rzeczy, których się nie nauczysz i celów, których nie osiągniesz.
SKY IS THE LIMIT - to moje motto od zawsze. Twoje również?
Kolejny punkt wspólny
To takie modne powiedzenie i... codzienne jednocześnie. Czyli powszechne i wcale nie nowatorskie, ani wielkie. Niestety
Jakbyśmy się „nie czarowali”, jest mnóstwo podobnych do nas ludzi z licznymi dyplomami i Z POCZUCIEM NISKIEJ WARTOŚCI. Paradoksalnie zwykle są to ludzie uważani przez innych za odważnych, przebojowych i pewnych siebie. Inni myślą o nich, że IM SIĘ UDAŁO. Może nawet inni myślą, że to LUDZIE SUKCESU.
Fakty o tym mówią. Są wykształceni, zajmują dobre (w oczach innych) stanowiska, zajmują się ciekawymi rzeczami, nieźle zarabiają.
W istocie za tym zewnętrznym obrazem stoi zupełnie coś innego - smutnego.
Wielu z nas zostało „zaprogramowanych” przez rodziców, środowisko, kulturę, że to co mamy obecnie, jest normą. Norma jest nieciekawa, zatem trzeba usilnie chcieć i dążyć jednocześnie do czegoś więcej. Więcej, wyżej, lepiej! ZAWSZE MOŻNA COŚ ZROBIĆ LEPIEJ - mawiał jeden z moich byłych szefów. Jedyny szef, którego nie chcę wspominać i pamiętać nawet, a niestety nie mogę zapomnieć.
Takie „wbijające szpilę” stwierdzenia, slogany niedostatku „dobrej roboty” własnej, towarzyszą nam od dziecka do… często do ostatniego dnia pracy (by nie zagalopować się zbytnio w czasie).
Od jakiegoś czasu zaczęłam uświadamiać sobie, jak dużą krzywdę można sobie wyrządzić i mogą nam także wyrządzić inni, ciągłą krytyką i pseudomotywacją. Czy nieustanna krytyka może być budująca?
Owszem, często prowadzi do określonych działań, jednak w głowie i duszy sieje spustoszenie!
Jak się potem pozbierać? Jak można mieć wysokie poczucie własnej wartości po długich latach narzekania na siebie? Wysłuchiwania swojego JA, które jest ciąż niezadowolone. Naszego JA z podkową na twarzy, zachowującego się jak sponiewierany życiem człowiek, utyskujący na swój los.
Odpowiedź jest jedna. Jeśli nie POWIESZ SOBIE DOŚĆ i nie zaczniesz być dla siebie sprawiedliwa/y i miła/y, to pójdziesz na emeryturę jako sfrustrowany człowiek, któremu w swoim poczuciu nic lub niewiele się udało.
INNYM WYSZŁO, A MNIE NIE
Szkoda życia na wyścig ze swoją "ciemną stroną".
Czas sobie uświadomić i zobaczyć koniecznie, swoje dokonania, osiągnięcia oraz intencje!
Zróbmy sobie pozytywny rachunek sumienia i pochwalmy samych siebie za to co mamy!
Na koniec proponuję „amerykańskie postanowienie” -
BĘDĘ SIĘ DOBRZE OCENIAĆ!
Takie postrzeganie siebie udzieli się także innym , a nam zafunduje spokój wewnętrzny w obszarze samooceny!
Nadal osiągajmy nieosiągalne, uczmy się i rozwijajmy, ale z ciekawości dla świata, a nie dla podniesienia autonoty w swoich oczach!
Pozdrawiam,
Ania
p.s.
Jeśli czytasz te słowa, to znaczy, że dotrwałaś/eś do końca moich refleksji. Bądź dla mnie tak miła/y i napisz w komentarzu „dwa słowa”. Będę wiedziała, że warto było napisać ten tekst, bo go przeczytałaś/eś Dziękuję!